Scrub
do ciała o działaniu tonizującym. Nawilża skórę i przywraca jej elastyczność.
Usuwa zrogowaciały naskórek i spowalnia procesy starzeniowe.
Cena ok. 15 zł / 300 ml
Rapa,
Sucrose, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Glycerin, Cetearyl Alcohol,
Cocamidopropyl Betaine, Pinus Sibirica Seed Powder (pine nut shells), Camellia
Sinensis Leaf Powder (Mongolian tea), Schisandra Chinensis Fruit Powder
(Schisandra berry), Organic Hypericum Perforatum extract (organic Hypericum),
Juniperus Oxycedrus Oil (red juniper oil), Citrus Grandis (Grapefruit) Seed
Oil, Tocopherol, Chlorophyllin-Copper Complex
Peeling zamknięty jest w plastikowym słoiczku. Opakowanie
typowe dla kosmetyków tej serii. Są wygodne i pozwalają na wykorzystanie
produktu w 100%.
Przyznam, że po odkręceniu byłam zaskoczona. Peeling
przypomina zieloną maź i ma średnio przyjemny zapach. Pachnie trochę lasem, ale
z domieszką ziół i cytrusów. Nie wszystkim przypadnie to go gustu. Na szczęście nie pozostaje na skórze. Konsystencja
jest gęsta, sporo w niej drobinek soli, cukru, sproszkowanych łupin szyszek sosny
syberyjskiej, liści herbaty chińskiej i owoców cytryńca chińskiego.
Zazwyczaj
używam scrubu na lekko wilgotnej skórze, bo wtedy łatwiej wykonuje się masaż. Peeling
pomimo zawartości masła shea, olejów z nasion pomarańczy
wielkiej i jałowca nie pozostawia tłustej warstewki. Skóra po zabiegu jest za
to wygładzona i lekko zaróżowiona, lepiej przyjmuje balsam. Warto pamiętać, by
nie stosować peelingu, gdy nasza skóra jest podrażniona lub po goleniu/depilacji.
Przez sól w składzie może szczypać.
Podsumowując,
peeling przypomina błotko (i nawet pachnie podobnie), za to naprawdę dobrze zdziera
martwy naskórek – a to chyba najważniejsze. Ja mimo wszystko go polubiłam i
szczerze polecam fankom mocnych zdzieraków. Fanki delikatnych peelingów powinny raczej zainteresować się innym produktem (np. peelingiem Bania Agafii z maliną arktyczną - kilk)
Znacie
ten peeling? Lubicie rosyjskie kosmetyki?